Sunday, October 30, 2005

svíčková na smetaně – nic už nemůže být více tradiční

INGREDIENCE: 600g hovězí svíčkové, 50 g slaniny, 300 g kořenové zeleniny (mrkev, celer, petržel), 2 cibule, 4 zrnka černého pepře, 4 zrnka nového koření, bobkový list, 250ml vody, 250ml husté krémovité smetany, 3 lžíce hladké mouky, lžíce cukru, citronová šťáva, sůl, brusinkový kompot a houskové knedlíky

POSTUP PŘIPRAVY: Mięso (polędwica wołowa) osolić, obsmażyć na boczku i wyjąć. Na tymże samym boczku obsmażyć pokrojoną w kawałki marchew, seler, pietruszkę i cebulę. Do warzyw włożyć mięso, dodać ziarna pieprzu, ziela angielskiego, listek laurowy, podlać wodą i dusić, aż mięso będzie miękkie. Następnie wyjąć mięso i przyprawy, zmiksować/przetrzeć warzywa. Wlać do wywaru z warzywami smietanę wymieszaną z mąką. Sos doprawić solą, sokiem z cytryny i zagotować. Podajemy pokrojone mięso z bułczanymi knedlikami, brusznicowym dżemem, oczywiście obficie polane sosem.

Modyfikacje: w razie braku hovězí svíčkové można użyć dowolnego zadního hovězího masa, a oprócz soku z cytryny polecam dodać otarta skórkę z cytryny i odrobinę gałki muszkatołowej.
Przepis na podstawie: recepty.atlas.cz oraz www.infocesko.cz

Friday, October 28, 2005

o víkendu

Dzis rozpoczelismy pierwszy dlugi weekend w Pradze. Jak sie okazalo, nasz pomysl pojcia dzis do pracy, nie znalazl odezwu wsrod kolegow w Molekulární modelování. Stwierdzili, iz dzisiejsze swieto jest co prawda zwyczajowo uznane za swieto uczniow i studentow, ale gdy stwierdzilismy, ze juz nie studiujemy, wszyscy chorem odrzekli, ze niewatpliwie powinnismy swietowac. Czesi w zasadzie opuscili Prage. Prawie kazda rodzina ma domek na wsi, ale tu jest tak piekna jesien, a nasz dom prawie na wsi, ze zdecydowanie wystarczy nam najblizsza okolica.
I tak to spacerowalismy kilkadziesiat minut po okolicznym rezerwacie (zrobilam nawet zdjeciowa dokumentacje pieknej jesieni, mgly i naszej radosci, niemniej jednak chwila uplynie nim zdjecia te ujrza swiatlo dzienne). Plywalismy, saunowalismy sie (po raz kolejny nie moglismy zignorowac instrukcji wedlug ktorej, przebywanie w saunie dostarcza radosci, euforii itp.), zakupy, gotowanie i teraz mile leniuchowanie dla Lukasza, a dla mnie rownie mile odpisywanie na maile.
Dla wszystkich, przed ktorymi czterodniowy dlugi weekend i akcja znicz, serdeczne pozdrowienia i szerokiej drogi. Dla tych, ktorzy jeszcze weekendu nie maja pozdrowienia jeszcze serdeczniejsze!

Wednesday, October 26, 2005

praca

Zeby nie bylo, ze tak tu nic nie robimy: Lukasz planuje wytrwale kadry, a ja czekam na cyfre. Dla Ciebie Arturze, ponizej, odpowiedz dlaczego EOS 350D. Bo to wszystko dzieje sie w tzw. "Canon building".

Monday, October 24, 2005

na pocieszenie

Nie wiem czy Chomików można się w poniższy sposób pozbyć? Jeśli nie, to przynajmniej pozostaje się chwilę pośmiać. Wspieramy Was duchowo w tych niełatwych chwilach!

Przychodzi kobieta do apteki i prosi aptekarza (płci męskiej!) o arszenik. Aptekarz na to:
- Proszę Pani, ależ po cóż Pani arszenik?
Kobieta odpowiada:
- Chcę zabić mojego męża, ponieważ zdradza mnie z inna kobietą!
Aptekarz na to:
- Przykro mi bardzo, nie mogę Pani sprzedać arszeniku, arszenik jest silną trucizną i mógłby zabić Pani męża, a wtedy i ja i Pani moglibyśmy trafić do więzienia.
Na to kobieta wyjmuje z portfela zdjęcie swojego męża w łóżku z żona aptekarza i pokazuje farmaceucie. Aptekarz patrzy i niemal krzyczy:
- Czemu Pani od razu nie mówiła, że ma Pani receptę!

Sunday, October 23, 2005

jesien w ogrodzie

Po raz kolejny pieknie Lukasza komorka wymiata. Chyba czas kupic cyfre. Co by mistrz od tulipanow powiedzial na takie zdjecia, hmm... powinien liczyc sie kadr, ale ta komorka nawet o kadr jest trudno, albo fotograf marny...

Saturday, October 22, 2005

Tajemnice czeskich plywakow

W Pradze plywa sie malo, przynajmniej tyle udalo sie nam, do tej pory, zaobserwowac. Caly czas jednak szukalam przyczyny - w koncu mam cos z naukowca. Jak dotychczas zaobserwowalismy, niezaleznie od dnia tygodnia jak i jego pory jedynie niemrawe zabki, a w zasadzie podpieraczy scian niecki basenowej.
Dzis (sobota ok. 13.00) bylismy w wielkim szoku, na basenie okolo 10 osob (zwykle bylo ok. 40) i wszyscy delikatnie plywaja! Mnie tez udzielil sie czeski spokoj i pierwsze 30 dlugosci przeplynelam wolniutkim kraulem... Mialam czas na rozmyslania, musze przyznac, ze na prawde nigdy wczesniej nie rozmyslalam podczas plywania! No i wiem juz dlaczego Czesi nie plywaja na basenach: otoz gdyby plywali, to z powodu tarcia miedy czasteczkami ciala a czasteczkami wody, mogloby dojsc do nadmiernego ogrzania sie badz to wody, badz to organizmu, a!!! Czesi lubia po prostu zimno: 0°C, my w zimowych kurtkach, czapkach i rekawiczkach, a tu goscie przemykaja w spodenkach, dresikach, T-shirtach, szlafroczkach i fartuchach (ci ostatni w poblizu szpitali).
Teraz juz wiem, dlaczego jednoczesnie na jednym basenie
40 osob nie jest, jak to okreslil nasz szef: "serious swimmers".
Jeszcze jedno tytulem uzupelnienia: w centrum plywackim Podoli jest olimpijski basen na otwartym powietrzu czynny przez caly rok, mysle jednak, ze powinnismy tam pojsc dopiero jak temperatura spadnie do jakichs -15°C, przeciez teraz mogloby byc nam jakos dziwnie za cieplo.

Friday, October 21, 2005

jedzeniowo-zakupowo

Na wstępie niniejszego postu pragnę podziękować wszystkim wspaniałym, którzy zadeklarowali swoją pomoc w kwestii dostarczenia nam drogą ladową i powietrzną (bo niestety morską się nie uda) wszelkich produktów żywnościowych!!! DZIĘKUJEMY bardzo.

Zakupowe minusy:
1. Śmietany "szefa kuchni" w Pradze kupić się nie da, ale jakoś sobie radzimy z śmietankami o zawartości tuku do 15% (Mamo,
nic te śmietany oczywiście nie mają wspólnego ze śmietaną od Pana Józka);
2. Wyborcza też jest niedostępna (Tato, napisałam jeszcze do Mariusza Szczygła oraz Instytutu Polskiego. Pan redaktor zignorował zapewne maila, a Instytut, jak na prawdziwą polską instytucję przystało - również);
3. Nie stwierdziliśmy obecności chałwy i sezamków - Waldku przybywaj z odsiaczą;
4. Brak chałki z Awiteksu - Moniczko i Marcinie - wiedzcie co przywieść.

Zakupowe plusy:
1. Carrefour Smihov: pod dostatkiem pieczywa i dżemu pomarażczowego (w tym miejscu Fukuro i Kumo naprawdę Wam wspólczujemy i zapraszamy na pieczywo nie tylko pszenno-żytnie ale i
oczywiście na knedle);
2. Delvita przy Canonie: dziś nie mogłam uwierzć, że można kupić nieplastikową, żywą i pachnacą mietę (m
áta peprná) - ach stoi teraz na stoliku i czeka na jutrzejsze śniadanie (Niusiu, brakuje nam jednak prawdziwych jajek);
3. Delikatesy Marks&Spencer: prawdziwa zółta, angielska musztarda i wógole same pyszności (Piotrze, Moniko i Waldku - bedzie superowy sos - zapewniam).
4. Stoiska z cukrovinami - niestety obiecałam sobie, że nie dokonam tam zakupu, dopóki nie nauczę sie mowić wiecej niż trochę po czesku (może uda mi sie zwabić na te słodycze Gosię, Jasia, Mari, Toma, Dominika, Elizę, Pawła, ..., ?).

Pozdrowienia dla wszystkich odwiedzających nasz blog!

Tuesday, October 18, 2005

čeština

Uff... chodzimy na czeski. Szef obiecal nam glejt i tak tez sie stalo:

Vážena paní doktorko, Dovolím si tímto Vás poprosit, abyste vzala do svého pokročilejšího kurzu češtiny mé dve postdoktorální pracovníky (...). Pro práci v me skupině a pro jejich život v Praze vůbec je jejich pokrok v češtině velmi důležitý. Začatečnický kurz je pro ně nevhodný ze dvou doůodů: jednak jako Poláci mají k češtině poměrně blízko a budou dělat rychlé pokroky a jednak jediné volné datum je pondéli opoledne, kdy od 15 hod. máme na ústavu semináře, kterých se musí učastnit. Děkuji Vám mnohokrát za laskavost! PJ.

Po takim liscie nie pozostaje nam nic jak tylko robic rychlé pokroky v češtině!

Sunday, October 16, 2005

Metro

Wiedząc, że najciekawsze dla czytąjacych bloga są obrazki (nikogo nie obrażając), postanowiłem zamieścić kilka fot z metra. Zdjęcia niestety na razie nie są nasze, bo ciągle trwa oczekiwanie na nowy sprzęt).
Stacje metra w Pradze są bardzo interesujące, w porównaniu z metrem paryskim - o wiele ładniejsze (moje subiektywne zdanie). Ja w ogóle uwielbiam środki komunikacji jeżdzącące na szynach (skaza rodzinna), więc po krakowskich tramwajach przyszedł czas na tutejsze metro. Zresztą powroty z pracy czasem odbywamy tramwajem linii 20. Zamieszczam też mapkę metra z zaznaczoną (ochydnym czarnym pędzlem) trasą z mieszkania do pracy (autobus do Andela, metro Andel -> Mustek, metro Mustek -> Dejvicka).
Schody do metra (o których już pisałem) są na niektórych stacjach naprawdę głębokie, dają czas do namysłu ;) Poniżej widok z dołu i z góry:

Słynny stał się już komunikat, który rozlega się przed zamknięciem drzwi w wagonikach: "Ukončete prosim výstup a nástup, dveře se zavírají!"
Każda stacja jest inna, ale stacje danej linii utrzymane są w tej samej stylistyce. A oto kilka zdjęć ze stacji linii "A", moim zdaniem najciekawszych. Wśród nich Staromiestska i Malostranska:


No i na koniec obiecany "pobazgrany" plan:


Materiały pochodzą z:
http://world.nycsubway.org/eu/cz/prague.html
http://www.davidbaakman.nl/images/weblog/metro.jpg
http://www.eccentricity.org/~tla/prague0304/prague0304-Pages/Image93.html
http://www.rps.org/exhibit/images/praguemetro.jpg
http://sylo.org/images/1999-prague-staromestska-1.jpg
http://www.robertstribley.com/photo.html
http://existentialspace.okcancel.org/europe/prague/images/prague-metro.jpg

Do Ostravy či do...

W Pradze bardzo dobrze rozpoznawalny jest ponoc dialekt z Ostrawy i okolic, gdyz mowi sie tam z duza liczba przeklenstw, badz przeklenstwa w potocznej mowie nie znacza az tyle ile powinny. Stad tez ponizszy dowcip:
Facet na dworcu w Pradze krzyczy do kasjerki: kurva listek! a rezolutna kasjerka na to: do Ostravy či do Kurviny? (a Kárvina to miejscowosc nieopodal Ostravy)

I jeszcze jedno: páchnout/zapáchat = smierdziec, vonící/vonět = pachniec, wiec lepiej sie nie zapedzic i nie powiedziec przychodzac na lunch "ladnie pachnie", bo dodatkowo vadně znaczy wadliwie. Na koniec dodam dla ulatwienia, ze záchod to toaleta.

Thursday, October 13, 2005

Na Dzien Nauczyciela

czyli: notatki z wykladu a czeskie poczucie humoru
Na wykladzie pt. Klasická a kvantová molekulová dynamika prowadzonym na Wydziale Fizyki i Matematyki Uniwersytetu Karola w Pradze padly dzis, miedzy innymi, nastepujace wskazowki:
1. Jak sie bedziecie nudzili w weekend to udowodnijcie (razem ze swoim chlopakiem/dziewczyna), ze rownanie Liouvillea odpowiada rownaniom Newtona - pasjonujace;
2. A jak kupicie lub ukradniecie jakies oprogramowanie do dynamiki molekularnej, to prwie napewno znajdziecie tam algorytm Verleta;
3. Na koncu wykladu zostanie podana literatura, w ktorej znajdziecie napisane poprawnie wszystko to, co powiedzialem wam tutaj zle.
A na zakonczenie motto wykladu: Je práce učit druhé to, co umíme. A což teprve to, co neumíme.
I jak moglam zapomniec - jak nie wiecie co robic, to zawsze rozwijajcie w szereg Taylora!

Wednesday, October 12, 2005

Nauka czeskiego cd.

Za namowa szefa, ktory stwierdzil, iz alfabet lacinski i jeden slowianski jezyk mamy opanowane w stopniu co najmniej dobrym (postanowilismy nie wyprowadzac go z bledu), udalismy sie na lektorat z jezyka czeskiego na poziomie dla srednio zaawansowanych. Pani lektor, skadinad bardzo mila, zapytala na wstepie, jak dlugo uczylismy sie czeskiego. My na to z trudem wydukalismy lamanym czeskim, ze wcale. Pani na to, iz winnismy udac sie na lektorat dla začátečníkov (poczatkujacych). W sumie, to moze by nam nie przeszkazalo tyle, ze w czasie lektoratu dla poczatkujacych mamy seminarium zakladowe. Nasz szef oczywiscie nie zgodzil sie z decyzja Pani lektor i stwierdzil, ze on nam napisze specjalne upowaznienie, ze musimy chodzic na ten lektorat i juz! Tymczasem do nastepnego poniedzialku bedzie cwiczyl z nami czeski, ale nie za duzo, bo jak stwierdzil "mogloby sie zdarzyc, ze Pani lektor nie bedzie miala was czego uczyc". Nie wiem tylko czy mial na mysli swoje zdolnosci dydaktyczne, czy nasza wrodzona bystrosc...

W odpowiedzi na piekne pytanie Waldka: "Czy w Czechach nadal obowiązują bilety grupowe na przejazdy kolejowe i czy grupa to nadal minimum dwie osoby?" informuje wszystkich zainteresowanych przyjazdem do nas, ze stosowny wywiad zostal przeprowadzony i okazalo sie, iz nadal obowiazuja w Czechach bilety grupowe i grupe dla czeskiej kolei nadal stanowia co najmniej dwie osoby.
Dla ulatwienia tez dodam (dzieki uprzejmosci Martina), ze znizka na przejazd grupowy to skupinova sleva (skupina = grupa, od dwoch osob poczynajac, sleva = obnizka), a by taki bilet kupic nalezy powiedziec np. Prosil(a) bych skupinovou slevu pro dva/tri/... do Ostravy. A o Ostrawie jeszcze napiszemy!

PS. W kontekscie dzisiejszych rozmow poza blogiem: wszystkich, ktorzy badz nie znaja, badz nie pamietaja tzw. gorlicko-tarnowskiego humoru prosimy o wyrozumialosc i czytanie/nie czytanie miedzy wierszami (w zaleznosci od potrzeb). Postanowilismy chwilowo zrezygnowac z "usmieszkow" cobyscie musieli sie zastanawiac, kiedy sarkazm a kiedy szczera prawda.

Monday, October 10, 2005

Czeski dla początkujących

Naukę czeskiego rozpoczynamy tuż po przekroczeniu granicy, o ile jesteśmy Polakiem zmotoryzowanym. Od razu czujemy się tak jakoś nieswojo, nikt nie wyprzedza, choć drogi proste, furmanek nie uświadczysz, za wolniejszymi skodami ustawiają się sznurki skód mniej wolnych. Ale co najdziwniejsze – w zabudowanym pięćdziesiąt jak leci. Beemy, octavie, bardzo nieliczne golfy – wszyscy karnie ciągną piećdziesiątką (a tak na marginesie, jak zauważyła Basia, mała liczba golfów rzeczywiście jest niepokojąca). No dobrze, dowlekasz się już do tej stolicy i myślisz: światowa metropolia, prawie jak Warszawa, powinno być lepiej. Tymczasem okazuje się, że co i rusz nasze zdziwienie narasta.

Autobusy: spokojnie i z namysłem, i dokładność niemal co do minuty. Jeśli akurat nie było korków, to czeka na przystanku, żeby nie być za wcześnie. W autobusie nie warto zajmować miejsc z przodu, bo prawie wszystkie opatrzone są znaczkiem: dla inwalidy. Starsze osoby po prostu od razu tam podchodzą, a nie wiszą ci nad głową epatując wiekiem. Spokój.

Metro, stacja Anděl. Bardzo długie ruchome schody zwożące tak głęboko, że za pierwszym razem osobie z Krakowa może zakręcić się w głowie, w sensie dosłownym oczywiście. Schody leniwe. Dziesiątki ludzi płyną w górę i w dół powolutku. Niektórzy schodzą lub wychodzą szybciej, dla treningu. Wagoniki zatłoczne, ale umiarkowanie, rano ludziom kleją się oczy. Schody do metra mają jedną przyjemną cechę. To jedno z niewielu miejsc, gdzie możesz się bezkarnie gapić, gapić na ludzi jadących w przeciwnym kierunku. Nie podejdą, nie ukryją się, a za chwilę gdzieś odpłyną. Fajnie się pogapić.

Sklep. Spokój. Pomalutku, na wszystko przyjdzie pora, na każdego przyjdzie jego kolej. W supermarkecie, w godzinach tłoku, w kolejce do szybkiej kasy czeka się dłużej, niż do pozostałych, no i co z tego?

Basen. Nieśmiałe taplanko w wodzie. Gdy patrzysz w niedzielę pod wodą, to roi się od nóg. Ale nikt się z tobą nie zderza. Dziwne. W szatniach spokój. Brak odwracających się młodzieńców, próbujących się ukradkiem przebrać pod ręcznikiem. Rodzice i ich dzieci razem, bez sztucznej żenady.

Przerwa na obiad. Warto czasem iść piętnście minut, siedzieć w knajpie czterdzieści i wracać kolejne piętnaście. Obiadowa norma to rozliczanie się z kelnerem pojedynczo. Napiwki dawane calkiem naturalnie, metodą “wydać do”.

Pogoda. Powoli. Jesień jeszcze nie przyszła, przecież jest lato. Na wydłużanie nogawek i rękawów, na chowanie stóp w skarpetkach przyjdzie pewnie pora w listopadzie. A na dobieranie do siebie części garderoby, to pewnie już nigdy nie przyjdzie pora.

I w ogóle tak jakoś ciszej, wolniej, luźniej. Tak to właśnie mniej więcej wygląda. Myślę, że warto uczyć się czeskiego. Ale nie, nie języka. Spokoju.

Sunday, October 09, 2005

Plavecké bazény

W zasadzie za pomoca krakowskiej firmy Luka Sport (ktorej trenerom: Pani Edycie i Panom Lucjanowi, Markowi i Lukaszowi goraco w tym miejscu, jeszcze raz, dziekujemy) naszym ulubionym i w zasadzie jedynym powaznie uprawianym sportem jest plywanie. Tym, ktorzy dawno nie widzieli nas w akcji pragniemy przekazac, ze kraul nasz jest jest ponoc bardzo ladny technicznie (nawet raz jakis ratownik, wskazujac na nas mowil do goscia: "jak bedziesz sie u mnie uczyl, to tez tak bedziesz plywal", ale dosc chwalenia, z zabka i motylkiem jest troche gorzej, jeszcze nie wymiatamy motylkiem po 20 dlugosci pod rzad, jak to zrobila przy nas dziewczyna na AP jakis miesiac temu).
Nie trudno sie wiec domyslic, iz nie moglismy w Pradze, zaprzestac plywania! Zrobilismy rozeznanie i wybralismy na poczatek basen: w Motorlet Praha na Radlicach i wybralismy sie tam wczoraj celem rozeznania godzin otwarcia i dzisiaj celem plywania.
W zasadzie korzysta sie z basenu podobnie jak u nas: zdejmowanie butow, przebieralnia, mycie i plywanie; przy czym plywanie wyglada troche inaczej. W zasadzie podobno na kazdym z praskich basenow jest tylko jeden tor przeznaczony dla "powaznych plywakow" jak to okreslil nasz szef. I tak tez bylo w Motorlecie: jedna linka dla tych co plywaja i reszta basenu dla tych co sie przesuwaja, mocza itp. Niestety jedyny wyznaczony tor okupowaly trzy wolniutkie odkryte zabki. Poczelismy wiec, trawersowac pomiedzy innymi zabkami i tym sposobem ustanowilismy sobie kraulowy tor w poblizu jedynego wyznaczonej linki. Dodac nalezy, iz przez 50 minut naszego pobytu w niecce basenowej pojawilo sie okolo 2-3 osoby probujace kraula, a basen byl dosyc zatloczony. Dowiedzielismy sie jednak - od milej Pani z Ostrawy, ze wieczorami jest prawie pusto (moze sie da trenowac wiec motylka;) i ze w szatniach kradna i wypozyczyc nalezy trezorek. Co warto wiedziec: plywanie jest w Czechach obowiazkowe w trakcie nauki w szkole podstawowej, mniemac na tego podstawie nalezy, iz wszyscy sie wyplywali w dziecinstwie (choc naszego szefa nauczyli plywac na tyle by sie nie utopil:).

Wobec powyzszego jednoczymy sie w bolu z Maria i Tomem, ktorzy poszukuja basenu w Krakowie, a wszystkich innych leniuchow zachecamy do uprawiania sportu!

Saturday, October 08, 2005

Poszukiwania

Tak wiec z tesknoty za ojczyzna poszukujemy w Pradze (podajemy posob rozwiazania problemu oraz dotychczasowy skutek):

1. sobotnio-niedzielnego wydania Gazety Wyborczej (bo Basia musi miec w rece gazete):
- napisalismy do dzialu kolportarzu Gazety - nadal czekamy na odpowiedz (ciekawe, czy rzeczywiscie "nie jest im wszystko jedno"?);
- zapytalismy Pavla, czy gdzies nie widzial Gazety - i ponoc widzial na stacji metra Mustek - ale jak dotychczas nie znalezlismy tam stoiska z gazetami (okazalo sie przy okazji, ze w Czechach brak tak opiniotworczych gazet jak Wyborcza czy Rzeczpospolita, sa jedynie np. Lidove Noviny o randze polskiego Super Expresu);
- szukalismy w ksiegarniach i trafikach - do tej pory bezowocnie (jest za to Financial Times, Le Monde itp.);
- zapytamy jutro w Ambasadzie - ale znajac polskich urzednikow, nie spodziewamy sie uzyskania szczegolowych/jakichkolwiek informacji;

2. sloikow (bo Basia chce zrobic papryke marynowana):
- poszukiwania w supermarkecie - kleska;
- w sklepie z artykulami gospodarczymi sa jedynie pokrywki (ale w duzym wyborze);
- no i tu zablysnal geniusz Lukasza - nalezy zakupic przetwory w sloikach, spozyc zawartosc i sloiki (po uprzednim wyszorowaniu) beda prawie jak nowe;

Nie wspomne juz o materacu (dla przejrzystosci sytuacji dodam, iz sofa jest wygodna, ale mamy niespodziewanie duzo miejsca, co Art
juz byl zauwazyl, wiec fajnie by bylo...). A i przypominam: jutro wybory - obywatelu glosuj "z glowa" (ewentualnie "trzymaj sie zebry")!!

Thursday, October 06, 2005

Lunch

A wiec co robila Basia dzis miedzy 11.30 a 13.00?
Tak oto, nasza grupa (czyli szef - Pavel, doktoranci: Babak, Lubos, Martin, Robert - nie chce gotowac, ku ogromnemu rozczarowaniu Pavla; postdocy Lukasz i ja, Martina - byla studentka Pavla) przygotowuje codziennie lunch.
Zasada jest taka: kazdego dnia jedno z nas
gotuje obiad dla calej grupy. Dzis byla moja kolej. Wybralam Fusilli con zuccini, no i pojawil sie problem numer jeden: poszlam na zakupy i jak sie okazuje nie jest rzecza latwa kupic wysokoprocentowa/gesta smietanke. Coz, kupilam trzy rozne: smetanu na vareni, smetanu do kavu i smetanu do ubijania - jak sie okazalo, kazda z nich miala konsystencje mleka i 10% tuku (tluszczu, jak mniemam:). Jakos z tego wybrnelam, choc zaczelam doceniac polskie smietanki Laciate i Lowickie. Rozumiem juz czesciowo co moze byc w Japonii! Problemem numer dwa okazala sie byc kuchenka w pracy. Nie grzeje sie tak szybko jakby sie chcialo, wiec chyba nie da sie smazyc nalesnikow - porazka!
Jest jeszcze jeden skladnik (bardziej stresujacy) lunchu: lekcje z mechaniki kwantowej - czyli dostajesz pytanie i na nastepny dzien odpowiadasz. Jak na razie Lukasz powiedzial i policzyl wiecej, niz oczekiwal szef i chyba tem samym wysrubowal poziom. Ale w koncu uczymy sie cale zycie.

PS. Dla ulatwienia dodam, ze Lukasz gotuje za tydzien w srode.

Wednesday, October 05, 2005

A mialo nie byc zdjec

W zasadzie jakosc jak widac, ale ponoc "lepszy wrobel w garsci, niz kanarek na dachu"; wiem, wiem mialo byc o rydzu (w koncu wlasnie sezon minal). W sumie to i tak jestem pelna podziwu dla Lukasza komorki, a po drugie mam nadzieje, ze choc nasze buzki zrekompensuja Wam jakosc fotografii. No bo czy zdjecia nie sa po to, zeby nie bylo, ze nas nie ma. I nie zapominajcie: by nie mit knedlik v krku jak mowicie, CU!

PS. Nad rozmieszczaniem zdjec na stronie nadal pracujemy!

Witamy!

Wreszcie z Wami na biezaco! Wzorem Fukuro i Kumy postanowilismy zalozyc blog. Wymyslanie nazwy trwalo kilka dni, bo niestety "blc" (basia, lukasz i akronim nazwiska) bylo zajete... Niemniej jednak zaczynamy pisac, ale o zdjeciach niestety nie ma jeszcze mowy:) Trzymajcie kciuki za nasz zapal do tworzenia tego przedsiewziecia. I niniejszym pozdrawiamy!