Wednesday, November 30, 2005

christmas pudding

Wlasnie nastaly ostatnie dni na przygotowanie (po prawdzie to ugotowanie) swiatecznego puddingu. Nie zalilam sie jeszcze na blogu, iz nie posiadamy w naszym mieszkaniu piekarnika i pieczenie kompletnie odpada - nie mam tez teraz za wiele czasu, ale to juz inna historia.
Ale od czego ma sie siostre! Gosiunia - uratowalas mi zycie: zrobie 4 malutkie puddingi, zeby zdazyly sie przegryzc do Swiat. Zrobilam juz skorke pomaranczowa i imbir (zwany w Czechach dla niepoznaki zazvor) w syropie - a dzis wieczorem zaczynam z pierwsza czescia puddingu. Uwielbiam manifestowac slow food - szczegolnie w przygotowywaniu i w oczekiwaniu. Mysle, ze Lukasz nie doczeka do Swiat, wiec relacja po zjedzeniu pierwszego puddingu pojawi sie pewnie za tydzien.

Generalnie polecam: www.bbc.co.uk/food/recipes/database/christmaspudding_71054.shtml (przy czym uzyje sliwek suszonych zamiast fig i oczywiscie masla a nie loju!).

Sunday, November 20, 2005

sniadanie

Prosimy nie regulowac monitorow i wyswietlaczy cieklokrystalicznych: to nie sa nowe zdjecia. Nikt ich chyba za bardzo nie widzial, a po wczorajszym i dzisiejszym sniadaniu staly sie jak najbardziej aktualne. Ach, byly to prawdziwe jaja "od baby". Dziekuje jeszcze raz M&M za ich dostarczenie (no i mila wizyte oczywiscie), Mamie za jaj przekazanie a Lukaszowi za pyszne buleczki, bez ktorych jajka nie zjem. Dla ulatwienia dodam, ze czekoladki, ktore leza na stole dzis bede robic. No w koncu jestesmy w miescie Kafki. Caluski - tesknie bardzo.

Thursday, November 17, 2005

17 listopada

Chcialam napisac dzis o czyms luznym, wesolym i niekoniecznie madrym - Lukasz (patrz ponizszy post) narzucil jednak powazny ton (dla mnie wrecz ckliwy) wiec temat luzny bedzie pozniej.
Obchodzimy dzis Dzien Walki o Wolnosc i Demokracje (przypomnienie: dnia 17. listopada '89 w Pradze miala miejsce 50-tysieczna manifestacje antykomunistyczna, ktora zostala brutalnie stlumiona przez policje - tego dnia rozpoczela sie Aksamitna Rewolucja).
Nie wiem, jak Czesi celebruja takie Swieta. Nasza Pani lektor bardzo powaznym i patetycznym tonem powiedzialala nam w poniedzialek o randze dzisiejszego dnia. Jedno jest pewne: nie chodzi sie w Swieta do pracy, ale na codzien pracuje sie z niemiecka dokladnoscia i sumiennoscia, choc oczywiscie sa wyjatki. Lukasz uczcil dzien zalozeniem czerwonej koszulki, a ja odpoczynkiem (przy czym dodam, iz 11. listopada uczcilismy robiac zdjecia w barwach narodowych, jak to bardzo celnie zauwazyl Waldek). Jakby na to nie patrzec, po roku 1989 zaczela sie inna/wolna Polska, przy okazji tegorocznych obchodow sierpniowych uswiadomilam sobie, ze upadek komunizmu wiele dla mnie znaczy. Doceniam wszystkich, ktorzy o to walczyli. Nie jestem chyba wielka patriotka, choc nie wiem gdzie jest tego granica. Wiem, ze nie mozna krzywdzic innych (w roznych dziedzinach zycia oczywiscie).
Mialo byc jednak o atmosferze w Czechach: ludzie, ktorzy nas otaczaja nie sa moze wylewni, na ulicach raczej wszyscy zamysleni, ale brak typkow, łysoli itp. ktorzy moga Ci przywalic. Czujemy sie bezpiecznie, bezpieczniej niz na polskich ulicach i uliczkach...

młodzieńcy

Dzisiaj napiszę któtko (mam nadzieję). Basia zwróciła mi kiedyć uwagę na fakt, że w Pradze spotyka się o wiele częściej niż w Krakowie osoby niewidome. Rzeczywiście - jest to widok stosunkowo częsty, zarówno na ulicach, jak i w metrze. Kilkanaście dni temu szef wytłumaczył nam, że na stacjach metra znajdują się specjalne wyżłobienia w podłodze, dzięki którym niewidomi mogą orientować się, gdzie należy iść. Poza tym mają przy sobie specjalne urządzonka, za pomocą których włączają przy schodach metra informację, które schody jadą w górę, a które w dół (z głośników rozlega się głos typu: "lewe w górę, środkowe w dół"). Zainteresowanych technicznymi ułatwieniami dla niewidomych odsyłam na odpowiednią stronę: http://www.dp-praha.cz/en/di-smp2.htm

Dwa dni temu widziałem jednak pouczającą scenkę z udziałem osoby niewidomej. Wracaliśmy wieczorem metrem z pracy. Na końcowej stacji wyjechaliśmy schodami o jeden poziom w góre. Tam zobaczyłem niewidomego z laską, był to człowiek w średnim wieku. Stał zdezorientowany, wyraźnie czegoś szukał. Ludzi nie było wielu, od czasu do czasu przemykała pojedyncza osoba lub para. W pewnym momencie niewidomy usłyszał, że ktoś obok przechodzi. Było to dwóch młodzieńców w wieku ok. 17 lat, szerokie spodnie, luźne bluzy, plecaki - wracali pewnie ze szkoły. Jeśli chodzi o wygląd - niekoniecznie sprawiali wrażenie bardzo sympatycznych i miłych chłopców. Niewidomy zapytał ich o coś. Ja obserwowałem tą scenkę z odległości ok. 10 metrów. Młodzieńcy przystanęli i zaczęli mu odpowiadać. On o coś dopytał - oni znowu coś odpowidzieli. Po czym, zawróciwszy ze schodów, na które mieli zamiar wejść, powoli zaczęli iść z niewidomym w kierunku pobliskiego sklepu, cały czas prowadząc rozmowę. Po dwóch, trzech krokach, jeden z chłopaków ujął troskliwie niewidomego pod ramię i prowadzili go dalej. Zapewniam Was, że scenka była z gatunku tych, które mogą wywołać mały wstrząs światopoglądowy.

Sunday, November 13, 2005

moja czerwona praha

W oczekiwaniu na aparat udalo mi sie wydusic cyfre od naszych gosci (za co w tym miejscu Im dziekuje!) wiec ponizej troche mojej, jak sie okazuje, czerwonej i okiennej Pragi z 11.11.2005.





Thursday, November 10, 2005

nakládaný hermelín

Czas na wlasny hermelin. Problem byl ze sloikiem (problemy ze sloikami, to ostatnio moja specjalnosc), ale okazalo sie, ze papryczki (o ktorych ponizej) byly w fantastycznym sloju, ktory po oproznieniu idealnie nadawal sie do marynowania. Hermelin maceruje sie od wczoraj, a teraz nadeszlo dretwe oczekiwanie (chociaz dzisiaj troche nie moge uwierzc w to, ze po powrocie "z piwa", na ktore udalismy sie z kolegami z grupy, bylam w stanie cokolwiek przyzadzic, ale mam nadzieje, ze Lukasz wypowie sie jeszcze w tej sprawie). Pamietajcie tez, ze "existuje mnoho variant, jak se sýr nakládá".

INGREDIENCE: hermelín - standardní balení, česnek - množství dle chuti, cibule - menší, černý pepř celý - 10 zrnek, nové koření celé - 5 zrnek, bobkový list, malá feferonka, olivový olej
POSTUP PŘIPRAVY: ser kroimy na trojkaty lub w plastry i wkladamy do sloja, przkladajac go plasterkami pokrojonej cebuli, czosnku (nie za duzo), dodajemy pieprz, ziele angielskie, listek laurowy, mala pikantna papryczke i zalewamy oliwa z oliwek. Zakrecamy sloj i odstawiamy aby ser sie spokojnie marynowal (co najmniej 5 dni).

I jeszcze raz moj ulubiony tekst o hermelinie: "pozor na konečnou fázi: Podává se s pečivem a dobrým pivem. Pro milovníky sýrů je tahle krmě povinnost".
Przepisy i cytaty z: www.zpravodaj.cz/dpg_m58006.htm, www.vareni.cz/recepty/1651/

Monday, November 07, 2005

hospůdky

Nakládaný hermelín to nic innego jak marynowany camembert!
"Sýr hermelín je sám o sobě báječná věc, ale naložený? Naprosto božský pokrm !!! Když si ho dáte v hospodě poprvé, zapomenete na to, že existuji nějací utopenci, zavináči, topinky... Pokud chcete ten nej ..., dodržte postup a poměr koření." oraz "pozor na konečnou fázi: Podává se s pečivem a dobrým pivem. Pro milovníky sýrů je tahle krmě povinnost". Nie moglismy pozostac obojetnymi na takie opisy i postanowilismy odwiedzic, chocby przelotnie niektore praskie hospůdky.
I tu nalezy zaczac tak: w Polsce instytucja ta jest teraz zupelnie zanikla. Gospoda czy karczma lub ewentualnie zajazd zupelnie nieobecna jest w polskich miastach, miasteczkach i w koncu wsiach. A szkoda. W praskiej gospodce sprobowac mozna swietnego jadla i doswiadczyc niepowtarzalnej atmosfery. W Pradze (zarowno w centralnej, jak i w jej bardziej wiejskich dzielnicach) hostince sa za kazdym prawie rogiem i jesli nawet nie cieszy nas piwo czy marynowany ser to moze wreszcie knedliki roznych form i smakow, ktorych poza Czechami nie uswiadczysz. To nasz kulinarny poczatek poznawania Pragi (no bo pierwsze byly oczywiscie Hradczany, Wyszehrad i inne glowne zabytki), a oczywiscie nie zapominajac o svíčkově na smetaně od ktorej sie zaczelo.

Wednesday, November 02, 2005

po miesiacu

Mija dzis miesiac pobytu w Pradze. Zastanawiam sie nad najwiekszymi roznicami miedzy naszym praskim a krakowskim zyciem. Po pierwsze nowe miejsce, nowi ludzie - ale to oczywiste. Z rzeczy mniej oczywistych: wstajemy o 7.15, korzystamy z tramwaju, autobusu i metra na codzien. Spedzamy w drodze do i z pracy okolo 1,5-2 godzin. Gram po drodze w vysoce návykově křižovky beze slov (i wszystkim polecam, chyba jestem uzalezniona, aktualnie rozwiazuje obtiženě), a Lukasz po stremu czyta ksiazki na palmie (obecnie Ulissesa). Nie robimy symulacji Monte Carlo i nie gotujemy codziennie obiadu w domu. Wokol spokoj, nikt sie nie spieszy, nikt nie krzyczy. Piwo w gospodzie (tego rodzaju instytucje wogole nie istnieja w Polsce, a szkoda) kosztuje tyle co w polskim sklepie. Jest zupelnie inaczej. Jest fajnie, ale tesknimy tez troche, nie da sie tego ukryc.