Mamy kochanych Sylwie i Artura, oni maja znajoma Gosia, Gosia ma swojego Tomaša, Tomaš ma przyjaciela Karola, Karol zna Pavla i tak oto poszlam do Ústřední vojenská nemocnice w Pradze 6 zrobic urografie.
Przygotowanie: 48 godzin bez warzyw i owacow, tabletki na trawienie, 24h nic nie jesc (ráno jenom čaj s rohlíkem), nic nie pic i takie tam, zazyc tabletki po ktorych nie mozna prowadzic samochodu i mozna isc podbijac czeskie szpitale (tylko czasem ma sie wrazenie, ze co kawalek dr Štrosmajer).
Zaczyna sie OK: wchodze do sali 1A, klade sie na stole pod lampa rentgenowska, mila pielegniarka z fioletowymi wlosami i w stylowych butach uklada mnie, oczywiscie mam lezec prosto, bez ruchu. I tu pada wiekopomne pytanie: jste gravidní? - wymowa [jste graaa-wi-dni-ii??]. Mowie: Nerozumím. Znow pytanie, tyle ze bardzo powoli: jste gravidní, gravidita [graa-wi-di-ta]?? Ja na to: Tak vůbec nerozumím! Rozpetala sie burza w moich myslach... ze mam problem z grawitacja, z rownowaga, waga czy co? Po coz te dwa dni niejedzenia, trzeba cos wymyslic... Pani pielegniarka zbiera w korytarzu konsylium i juz ku mnie biezy nieco mlodsza kobieta i pyta mnie: Are you gravity? Brr... mysle szybko: zwariowalam po tych tabletkach, nie rozumiem angielskiego? Co to u licha znaczy, po co tu kurcze grawitacja?
Byl to doskonaly przyklad jezyka zwanego tu "czinglisz", czyli uzyj kilku angielskich slow, a nuz obcokrajowiec zrozumie (gravity, wbrew temu co pielegniarka sadzila, nie jest niestety medycznym terminem okreslajacym pregnancy; a gravidity to nie gravity). Ostatecznie prosty gest reka rozwial wszelkie watpliwosci.
Z grawitacyjnym pozdrowieniem!