Sunday, January 22, 2006

rozterki kucharza

Wlasnie zakonczylismy tzw. weekend angielski. Zmobilizowala nas do niego ksiazka od Gosi, ktora wreszcie nalezalo wykorzystac w praktyce, a nie jak dotychczas podczas sobotnich kapieli. Zaczelo sie wiec od scotch woodcock na sniadanie, czyli jak nasmiewa sie autor ksiazki z przepisami, klasycznej szkockiej potrawy (w nazwie dziczyzna - słonka, a glowne skladniki potrawy to jajka i smietana i o zadnym miesie nie ma mowy). Tym samym moje wspomniena z dziecinstwa staly sie znow zywe: jajecznica na smietanie + odrobina nowoczesnosci w postaci tostow i filetow anchovis. Pomaranczowa marmalade gotowa i pancakes juz dawno spozyte (zastanawialismy sie przy okazji powaznie czy to bardziej racuchy czy moze nalesniki - sprawa pozostaje nadal niewyjasniona - ot, Z archiwum X powraca).
I ponownie nalezy sie chwila uwagi czeskiej smietanie. Do tej pory dodanie, nawet wydawaloby sie niezlej, smietany do jakiegokolwiek sosu powodowalo jedynie powstanie podejrzanych krupek. Wczoraj jednak, smietana pokazala swoje drugie ja: saczace sie struzki wody z usmazonej jajecznicy. No i
wszystko mozna by zwalic na karb mojego wiecznego dazenia do prefekcji, gdyby nie fakt, iz kilka tygodni temu pewnien Amerykanin radzil sie nas w Cerrefourze jaka smietane wybrac by byla just good. Cos tam mu poradzilismy, ale dzis juz wiem, ze tak jak w Polsce nie robi sie bardzo dobrego piwa, tak w Czechach ciezko o dobra smietane. Coz, stara prawda: albo rybki albo akwarium :)

0 Comments:

Post a Comment

Subscribe to Post Comments [Atom]

<< Home