Sunday, December 04, 2005

KGR

Generalnie sytuacja przedstawia sie nastepujaco: z samochodem ktory ma kilka lat jest troche zachodu - coraz czesciej cos nie dziala, tlucze sie badz prycha - niemniej jednak nadal jezdzi i sucho jest nad glowa. Ale dzieki temu, ze nasze auto czasem sie psuje zaczelismy poznawac normalnych Czechow (a nie tych cudakow z Canona). Musze przyznac, ze przywrocilo mi to wiare w naszych slowianskich braci. By tego nie bylo za malo, 1. grudnia popoludniu odzyskalam tez troche uzania dla naszych wspolbraci z kraju Lecha, ktorym obecnie przewodzi banda chomikow, to tez i ojczyzne opuszczaja chetniej.

Jedziemy pod Sniezke, ale wczesniej do szefa na Barrandov. Klasycznie jestesmy spoznieni nieco, wiec oczywiscie opadaja rampy na przejezdzie na Hlubocepach i wlacza sie tablica pozor vlak! Nabuzowani zdenerwowaniem siedzimy jak głąby. Ktos stuka do szyby, Lukasz otwiera drzwi i pada jakies pytanie. Drzwi sie zamykaja. Zaczynam sie drapac w glowe i pytam Lukasza: "W jakim jezyku ten gosc mowil"? Oboje zerkamy do lusterka i widzimy tablice rejestracyja samochodu za nami KGR 47HF i slysze: "Dzien dobry! naprawde tu pracujecie, bo my tez... Jestem z Gorlic, a chlopaki z Bobowej" smieja sie - "kladziemy tu dach" - tak od kilku tygodni obserwujemy ta budowe przez okno.

0 Comments:

Post a Comment

Subscribe to Post Comments [Atom]

<< Home